w piątek wieczorem zabrałem się Marcinem do przygotowania prac na wystawę. Klejenie, cięcie, oprawianie. Do czwartej nad ranem...
zadcydowałem się na prezentację jednego, zwartego cyklu "Warszawa". który powstał na przełomie 2006 i 2007 roku. Większość obrazków zarejestrowałem w święta bożego narodzenia na dworcach, podziemnych przejściach i wyludnionych ulicach stolicy.
Tak widzę. Czuję w tym mieście samotność w przestrzeni architektonicznych kolosów. Czuję pośpiech, który dyszy pojedynczym oddechem. Czuję drżące światła niknące w mroku. Zawsze czuję permanentną pojedynczość w tym mieście. Jednoczesny ukłon i odpychanie urbanistycznego tworu. Jakby ta przestrzeń była samowystarczalna, jakbym był tam intruzem, bądź sztararzem dopełniającym tej przestrzeni...
W sobotę powiesilośmy cały cykl na ścianie - dwadzieścia fotografii w formacie 20 x 30 na czarnych tłach 40 x 40 - i wyglądało to obiecująco. Wyglądało,puki karton, który został użyty jako podkład- nie zaczął się rolować - co powodowało odlepianie się z cichym szlestem taśmy dwustronnie przylepnej całości od ściany tego zacnego miejsca. O 18:00 podczas wernisażu było już tylko dwadzieścia pofałdowanych zdjęć na zrolowanych podkładach - wszystko piękne, czarne, eleganckie... ech...
nie spałem całą noc. w niedzielę rano zerwałem wszystko i ... i powiesiłem na nowo te same prace - ale już w większym formacie 30 x 40 i na czarnych, niezbyt sztywnych podkładach 50 x50... jest dobrze. estetycznie. mogę spać.
1 komentarz:
Well well well......
Prześlij komentarz