czwartek, 2 października 2008

Dziurką do Nieba...

są takie chwile, kiedy w skupieniu i wielkiej uwadze słucham. zanim zacznę patrzeć - słucham... lubię ten magiczny moment, kiedy stapiam się z otoczeniem, kiedy przenikam, kiedy ono przenika mnie...






czasami chodząc po ulicach z małym dalmierzowym aparacikiem w kieszeni zespalam się z miastem, z jego tętnem. zaczynam płynać jego rytmem. docierają do mnie głosu w podziemi, z klatek schodowych i zza uchylonych okien w letnie popołudnia...



jednk największego powiązania ze światem materialnym doznaję zawsze w miejscu, gdzie styka się on z tym drugim, z tym pozamaterialnym. CMENTARZE.

te miejsca syczą od głosów, zapachów... tak... wystarczy odpowiednio długo posłuchać. zawsze przychodzi ten moment, kiedy zaczynam się bać, zaraz potem następuje to połączenie. ta chwila kiedy jestem bliski tej małej dziurki, którą prześlizgujemy się w inny wymiar...



głowa mi szumi. staję pomiędzy mogiłami, rozstawiam statyw, mierzę światło...



juz nie ma lęku, tylko ta niesamowicie wyraźna świadomość, że oto dotykam PRZEJŚCIA.



cisza, krople deszczu...





liście schodzą z drzew, niczym mesjasz, by raz jeszcze odejść i znów się odrodzić, raz jeszcze...





Brak komentarzy: