wtorek, 28 października 2008

Niebezpiecznie...


To, że fotografia reporterska jest czasami niebezpieczna – wiem. Sprawa oczywista. Podobnie ma się z dokumentem. Czasami utrwalając obrazy miejsc, o których śpiewał Janerka, może nas spotkać zmasowany atak broniących zaciekle prawa do wizerunku swojego i własnej okolicy… nie raz tego doświadczyłem. Kiedyś, na jednym z targowisk tak bardzo kilku handlarzom nie spodobała się moja pasja do utrwalania rzeczywistości, że jęli mnie okładać czym popadnie. Szczęście w nieszczęściu, że nauczony doświadczeniem na takie „akcje” zabieram małą dalmierzówkę, którą wprawdzie bronić się nie da – ale za to strata niewielka…

Jednak to, że fotografia makro jest równie niebezpieczna – jest dla mnie odkryciem nowym.




Sobota. Przedpołudnie. Za miastem, a może nawet za wsią. Wiszę nad matówką, badyl kilka centymetrów od soczewki obiektywu, czekam aż uspokoi się wiatr i przestanie kołysać modelem. Nagle słyszę jakiś szmer. Podnoszę oko, obracam głowę i… i widzę przed mną trzy ogromne psy. Stoją i patrzą tępym wzrokiem na ten kawałek mięsa, jakim niewątpliwie byłem w ich oczach. Nigdy tak szybko nie odpiąłem aparatu ze statywu. „Mam broń” pomyślałem mocno ściskając w dłoniach ciężki, stalowy trójnóg. Po jedne nodze na każdego… Ten największy, czarny i z pyskiem psychopaty (chyba szef) obsikał nieopodal rosnący krzak dzikiej róży, popatrzył groźnie, jakby chciał powiedzieć „Tym razem ci darujemy, ale…”. Po czym wszystkie trzy bestie pobiegły dalej.
Stałem tak jeszcze dobrych kilka minut drżąc jak kwiaciarka na mrozie.
Wsiadając do samochodu postanowiłem.
Studio.

wtorek, 7 października 2008

Ostrzymy...

pytają - chłopie, umiesz ty ostre zdjęcie zrobić? No wiesz, takie wyraźne i kolorowe żeby było, bo wiesz - takie kolorowe są najlepsze, ładne, oko cieszą. Bo te szare to takie smutne, takie niemodne i jakieś wszystkie nieostre...








Jak bardzo można się poświęcić? Porysować o chodnik negatyw, który jest może najlepszy ze wszystkich? Poplamić go kremem i tłustymi paluchami? Wyskrobać emulsję palcami i dzień cały czuc ją pod paznokciem palca wskazującego...
Co wskazuje?
co...

piątek, 3 października 2008

Poszukiwania

było juz wszystko... dosłownie.


czy zatem warto poszukiwać? czy dalece postępujące ingerencje cyfrowe w fotografię są panaceum na bolączkę poszukiwań nowych form wyrazu? czy obraz przefiltrowany godzinami ślęczenia i mozolnej pracy w programie komputerowym jest jeszcze fotografią? czy jest bardziej FOTO? Czy może bardziej GRAF?







Czasami zadaję sobie pytanie: po co? Po co negatywy, wywoływacze, papiery, przerywacze i popijanie utrwalaczem? Po co? Nie lepiej kliknąć plugina w peesie - wszak dla oglądacza efekt końcowy taki sam... wszak większość oglądaczy to WIDZOWIE KOMUPERÓW...


Po co?


Dla zabicia nudy, czy może to (jak wyczytałem ostatnio na aparaty.tradycyjne.net) przejaw bezgranicznego snobizmu?

Może...

czwartek, 2 października 2008

Dziurką do Nieba...

są takie chwile, kiedy w skupieniu i wielkiej uwadze słucham. zanim zacznę patrzeć - słucham... lubię ten magiczny moment, kiedy stapiam się z otoczeniem, kiedy przenikam, kiedy ono przenika mnie...






czasami chodząc po ulicach z małym dalmierzowym aparacikiem w kieszeni zespalam się z miastem, z jego tętnem. zaczynam płynać jego rytmem. docierają do mnie głosu w podziemi, z klatek schodowych i zza uchylonych okien w letnie popołudnia...



jednk największego powiązania ze światem materialnym doznaję zawsze w miejscu, gdzie styka się on z tym drugim, z tym pozamaterialnym. CMENTARZE.

te miejsca syczą od głosów, zapachów... tak... wystarczy odpowiednio długo posłuchać. zawsze przychodzi ten moment, kiedy zaczynam się bać, zaraz potem następuje to połączenie. ta chwila kiedy jestem bliski tej małej dziurki, którą prześlizgujemy się w inny wymiar...



głowa mi szumi. staję pomiędzy mogiłami, rozstawiam statyw, mierzę światło...



juz nie ma lęku, tylko ta niesamowicie wyraźna świadomość, że oto dotykam PRZEJŚCIA.



cisza, krople deszczu...





liście schodzą z drzew, niczym mesjasz, by raz jeszcze odejść i znów się odrodzić, raz jeszcze...